Letnie wspomnienie „małego cudu”

To będzie historia o „małym cudzie”, który wydarzył się latem 2018 roku. To wydarzenie przypominam sobie, gdy na drodze fundacyjnych działań napotykam na jakieś przeszkody. I wtedy znów wiem, że wszystko jest możliwe.

Mój „mały cud” wydarzył się tego lata, gdzieś w warmińsko-mazurskim. A właściwie nie „gdzieś”, lecz pomiędzy Działdowem i Nidzicą. Jak pewnie pamiętacie, prowadziłam tam letnie campy koszykarskie dla Dzieciaków. Pomysł organizacji zajęć w tych niedużych, ale usportowionych miasteczkach był się strzałem w dziesiątkę. Dzieci pokochały wakacyjne treningi. Zaangażowanie było na 200%, a zabawa przednia. Mali koszykarze dawali z siebie coraz więcej, a entuzjazm powoli, powoli udzielał się Rodzicom.

W sumie nie pamiętam dokładnie jak to się stało, ale któregoś dnia zauważyłam wśród ćwiczących jakąś „wyraźnie większą dziewczynkę”. Okazało się, że to jedna z Mam przebrała się w sportowe ciuchy i zapytała, czy może z nami ćwiczyć. No pewnie, że mogła! Niedługo później były już dwie Mamy. Bawiliśmy się tak dobrze, że obie Panie pojechały z nami trenować także do Nidzicy. Może to nic takiego – ot, wspólne ćwiczenia dzieci z rodzicami. Ale dla mnie… dla mnie to spełnienie marzeń.

Tę fundację założyłam przecież właśnie po to, żeby zarażać koszykówką! Teraz, kiedy na fundacyjnej drodze stają jakieś problemy, przypominam sobie ten letni „mały cud” i myślę: „Poczekajcie, ja Wam jeszcze zorganizuję taką epidemię koszykówki…” 😉

W każdym razie, tego bakcyla będę rozsiewać, gdzie się da.

 

Pozdrawiam Działdowo i Nidzicę!